Bono, Bonson, Bonanza, BonBon, Bonczi. Mów jak chcesz, bylebyś mówił. Bo Bono kocha człowieka. Oczywiście, takiemu kocurowi może być trudno przyznać się do swej łagodnej strony, więc czasem wolontariusz pacnięcie zarobi. Ale nie tak, żeby krzywda była, nie, nie. Tylko tak, żeby było wiadomo, że ani słowa ma nie być na mieście, że Bonson to przytulas. Co chłopaki powiedzą...
Tylko, że jednak mimo całej zadziorności pyszczka, mimo wyglądu twardziela, Bono gaśnie. Bez człowieka na wyłączność, bez wieczornych pogaduch z kochającym opiekunem, Bono znika w półmroku klatki, gdy tylko dyżur się kończy

Są dni, że w ogóle niechętnie klatkę opuszcza. Kiedy się przekona, że ktoś zostanie z nim na dłużej, odkrywa zupełnie inne oblicze: bawi się, chodzi z zadartym ogonem między dyżurnymi mrucząc, ociera się o każdy kawałek ciała, żeby tylko zgarnąć trochę ludzkiego ciepła.
Tak. Są ładniejsze koty. Tak, są młodsze koty. Są bure, białe, srebrne, rude... i są też czarne. Bono wie, że kiedyś ktoś otworzy przed nim serce. Zdaje się, że on w ogóle dużo o świecie wie, a człowieka czyta jak otwartą księgę. Wie, że kiedyś jego serce spotka inne, które pokocha go całym sobą. Nie pozwólmy mu długo czekać
