Wieś pod Poznaniem, ok. 300 mieszkańców. Ludzkich. Kotów sporo mniej, ale i tak dużo za dużo jak na oferowane warunki, choć osławiona "selekcja naturalna" - oraz pewnie mniej naturalna (jakieś pogłoski o topieniu w szambie kociąt, ale oficjalnie nikt nic nie powie) - działa ostro. Niekastrowane, nierzadko chore, niedożywione, rodzą się i umierają na dworze, bez opieki, co najwyżej karmione namoczonym chlebem... Nasze wolontariuszki próbują pomóc, kastrując koty, i część mieszkańców okazuje się na szczęście współpracująca, a nawet sama zgłasza kolejne zwierzaki. Póki co do kolejki ogarniania trafiło 15 futer - 6 udało się już odłowić, z czego 5 jest po zabiegach. Ten szósty przed to właśnie ok. 4-miesięczna Dina. Mizerne kocię z ewidentnie uszkodzonym ogonkiem, które nie mogło czekać, aż będzie dostatecznie duże na kastrację, a którego los jedna z mieszkanek wsi podsumowała tylko "niech ją Pani bierze, bo ona i tak zdechnie"... No ale Dina nie zdechnie - trzeba było ją jedynie standardowo odrobaczyć i zaszczepić, a ogon jest rzeczywiście złamany, ale sprawę załatwi po prostu amputacja jego części (jako że kitka teraz nie przeszkadza kotce, zabieg odbędzie się przy okazji kastracji, by zaoszczędzić Dince jednej narkozy). Dina jest jeszcze nieoswojona - na człowieka reaguje nie najlepiej, ale też ma z nim sporadyczny kontakt, bo mieszka w łazience. Za to ewidentnie ciągnie ją do innych kotów, lecz jest przed testami, więc musi bidulka poczekać ze dwa tygodnie nim zostaną podjęte próby ewentualnego wprowadzenia jej do stada
Więcej zdjęć Dinki
TUTAJ, a playlista
TUTAJ.
If cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. Style. That's what people remember.