Co słychać u naszej kochanej Tesi?
Aktualnie wszystko płynie jak w bajce – spokojnie, stabilnie i z domieszką kociej królewskiej nonszalancji. Od kiedy Tesia nosi swoją magiczną obróżkę z feromonami kociej mamy, zmieniła się jak za dotknięciem różdżki. Stresy zniknęły, humorki się rozpłynęły, a zamiast tego mamy kotkę, która nagle przypomniała sobie, że człowiek nadaje się nie tylko do otwierania puszek. Teraz przychodzi częściej po głaski, ociera się z wdziękiem, a największym zaskoczeniem było to, że sama wskoczyła mi na kolana… i nawet chwilę tam została! Kto zna Tesię, ten wie, że to już prawdziwa rewolucja w naszej kocio-ludzkiej historii.
Poranki, niestety, wciąż dyktuje ona. Godzina 5:00 – ja wtulona w kołdrę, kotka pełna energii, gotowa na dzień. Z jej perspektywy: „Spać o tej porze? Niedorzeczność! Wstawaj, bo miska pusta, a ja już mam zaplanowane ważne sprawy na dziś – jak drzemka na parapecie i inspekcja mieszkania”. I tak, zamiast budzika mam koci alarm, który nie posiada funkcji „drzemka”.
Dieta monobiałkowa to strzał w dziesiątkę. W kuwecie panuje absolutna harmonia, a kłopoty z trawieniem to już tylko wspomnienie. Tesia jest zadowolona, pełna energii, a ja wreszcie mogę odetchnąć – bo opieka nad „brzuszkowym dramatem” przeszła do historii. Teraz to już tylko kwestia pilnowania, by porcja była podana na czas, a tempo jedzenia – w miarę kulturalne.
Na horyzoncie mamy jeszcze jedną misję – usunięcie kamienia nazębnego i kontrolne USG.
Podsumowując – w domu mamy szczęśliwą, spokojną i coraz bardziej przytulaśną królową. A ja? Uczę się żyć według kociego zegara biologicznego, czyli: śpię, kiedy mi pozwoli, i wstaję, kiedy uzna, że to najwyższa pora.
Tesia
Moderatorzy: crestwood, Migotka
Re: Tesia
Działo się ostatnio sporo, bo dawno nie robiłyśmy tu wpisu, ale najważniejsze wieści to te, że nasza Tesia wylądowała na stałe w swoim domu! 
Była z nami cztery miesiące - cztery intensywne, futrzaste i pełne emocji miesiące. I choć w międzyczasie zdążyła kilka razy wystawić nas na próbę, to misja zakończona sukcesem: Tesia ma własnych ludzi! Takich swoich już na zawsze!
Zanim jednak mogłyśmy ją pożegnać, było trochę stresów. Gdy już zdrowotnie wychodziła na prostą - bach! - pasożyty. Chyba chciała u nas zostać na dłużej haha. Szybkie odrobaczanie i kilka wypróżnień dalej była gotowa do adopcji. Jej nowi właściciele, postanowili dokończyć kurację, bo już nie mogli się doczekać, aż przyjmą ją w swoim domu.
Nowi lokatorzy zakochali się w niej już na etapie zdjęć (bo jak tu się nie zakochać w tej grumpy mordce?). Pierwsze spotkanie - bajka. Wszystkie nasze wskazówki i instrukcje zaakceptowane! A w dniu przeprowadzki? Tesia wyszła z transportera jakby to ona zapraszała nas do swojego nowego pałacu.
Od razu obczaiła kuwetę, podrapała wycieraczkę przy drzwiach (kontrola jakości musi być), po czym zaczęła polowanie na potwora z kuchni, czyli… zmywarkę. Dźwięk nowy, podejrzany, ale Tesia - jak przystało na odważną damę - dzielnie zlustrowała teren i stwierdziła, że można żyć.
Ciocia Alicja z fundacji dopełniła formalności, a my patrzyłyśmy, jak nasza mała królewna zajada w najlepsze. Bo wiadomo - pora żarcia to świętość, nawet w nowym królestwie.
Teraz Tesia się klimatyzuje, a my jesteśmy w kontakcie z nowymi opiekunami. Szczerze mówiąc, wygląda na to, że nas już nie potrzebują - i to jest najpiękniejsze uczucie.
Tesia szczęśliwa, my spełnione. Misja zakończona. A na naszej lodówce - magnesik z jej odciśniętą łapką. Mały ślad po dużej miłości i ogromnej ilości żwirku porozrzucanego w całym mieszkaniu
Jeżeli zastanawiasz się nad byciem domem tymczasowym lub nad adopcją kota, to uwierz, że w naszym przypadku, to była NAJLEPSZA decyzja tego roku. Posiadanie kota to obowiązek i odpowiedzialność, ale to ile kot daje Ci w zamian, jest bezcenne!
Z kocim mruknięciem i nutką wzruszenia,
Dati, Wini i Tesia (która teraz w nowym domu pewnie śpi rozwalona na kanapie jak prawdziwa księżniczka)
Była z nami cztery miesiące - cztery intensywne, futrzaste i pełne emocji miesiące. I choć w międzyczasie zdążyła kilka razy wystawić nas na próbę, to misja zakończona sukcesem: Tesia ma własnych ludzi! Takich swoich już na zawsze!
Zanim jednak mogłyśmy ją pożegnać, było trochę stresów. Gdy już zdrowotnie wychodziła na prostą - bach! - pasożyty. Chyba chciała u nas zostać na dłużej haha. Szybkie odrobaczanie i kilka wypróżnień dalej była gotowa do adopcji. Jej nowi właściciele, postanowili dokończyć kurację, bo już nie mogli się doczekać, aż przyjmą ją w swoim domu.
Nowi lokatorzy zakochali się w niej już na etapie zdjęć (bo jak tu się nie zakochać w tej grumpy mordce?). Pierwsze spotkanie - bajka. Wszystkie nasze wskazówki i instrukcje zaakceptowane! A w dniu przeprowadzki? Tesia wyszła z transportera jakby to ona zapraszała nas do swojego nowego pałacu.
Od razu obczaiła kuwetę, podrapała wycieraczkę przy drzwiach (kontrola jakości musi być), po czym zaczęła polowanie na potwora z kuchni, czyli… zmywarkę. Dźwięk nowy, podejrzany, ale Tesia - jak przystało na odważną damę - dzielnie zlustrowała teren i stwierdziła, że można żyć.
Ciocia Alicja z fundacji dopełniła formalności, a my patrzyłyśmy, jak nasza mała królewna zajada w najlepsze. Bo wiadomo - pora żarcia to świętość, nawet w nowym królestwie.
Teraz Tesia się klimatyzuje, a my jesteśmy w kontakcie z nowymi opiekunami. Szczerze mówiąc, wygląda na to, że nas już nie potrzebują - i to jest najpiękniejsze uczucie.
Tesia szczęśliwa, my spełnione. Misja zakończona. A na naszej lodówce - magnesik z jej odciśniętą łapką. Mały ślad po dużej miłości i ogromnej ilości żwirku porozrzucanego w całym mieszkaniu
Jeżeli zastanawiasz się nad byciem domem tymczasowym lub nad adopcją kota, to uwierz, że w naszym przypadku, to była NAJLEPSZA decyzja tego roku. Posiadanie kota to obowiązek i odpowiedzialność, ale to ile kot daje Ci w zamian, jest bezcenne!
Z kocim mruknięciem i nutką wzruszenia,
Dati, Wini i Tesia (która teraz w nowym domu pewnie śpi rozwalona na kanapie jak prawdziwa księżniczka)