A teraz krótki opis wizyty u weterynarza...
Nie obyło się spokojnie przy łapaniu maluchów do transporterów... uciekanie, syczenie i napuszanie ogona..
Ale u weta o dziwo było już lepiej. Kociki były wyjmowane pojedynczo, ważone i dostawały tabletkę.
Na początku miały jechać na drugie szczepienie ale skończyło się ostatecznie na podaniu tabletek na odrobaczenie, gdyż dwa dni temu Bazz wymiotował glistami czy czymś podobnym. Pierwsze odrobaczenie kociaki miały robione pastą więc jak widać nic to nie dało

Na samej wizycie były bardzo grzeczne. Obyło się bez syków i jakichkolwiek sprzeciwów
Po powrocie do domu wykorzystaliśmy ich dobroć i po kolei je wyjmowaliśmy i głaskaliśmy... efekt?? żaden... dzisiaj jest tak samo
